Geometria Snu – Zapis 505

Sny z 24.02.2023

 

Dygresja: Widziałam geometrię snu i nareszcie rozumiem dlaczego widzę czasami kilka nałożonych na siebie warstw. Struktura jest niesamowicie krucha, bo rozsypała, a bardziej rozsunęła się w momencie gdy Córka na żywo otworzyła mi przez pomyłkę w nocy drzwi. I dźwięk natychmiast skojarzony z jawą, pozwolił na skupienie się na jasnoniebieskim sześcianie. Struktura obrazowo mówiąc składa się z pojedynczych płyt wielokrotnie zachodzących na siebie tworząc przestrzenny sześcian o strukturze labiryntu. Uporządkowany, widziałam to jak się rozwarstwiał. Chaos widzeń sennych tworzy mnogość i wielokrotność kryształowych tafli dlatego “To co widzimy, nie jest tym co nam się jawi” By zobaczyć Fakt trzeba by opracować kąt, obliczyć matematycznie. Na ten moment widzimy tylko iluzje.

W chwili wybudzenia czułam zimno, wewnątrz. Tak jakby temperatura narządów obniżyła się o parę stopni. Dodatkowo miałam ścierpnięte palce u obu rąk, te, za które odpowiada nerw pośrodkowy.

W nocy wzbudzałam się kilkakrotnie, w pozycji “tańczącej”i  przy wybudzeniu, za każdym razem widziałam dziwną tańczącą kobietę z rozdziawioną mordą jak u psa buldoga czy rottweilera. Dodatkowo czułam zapach. Też za każdym razem inny, ale teraz już nie pamiętam aromatu. Widocznie nie były przyjemne, bo mnie żaden nie zaintrygował. Zapamiętałam tylko urywki snu.

Pierwsza scena snu: Byłam w pracy, ktoś rozlał alkohol na posadzce. Poślizgnęłam się w sndałkach i zmoczyłam całe pośladki. Usiadłam żeby się wysuszyć. Po chwili przy mnie siedziało już kilka osób w tym mężczyzna z dziwnym psem. Dziwnym, bo pies nie miał dolnej szczęki. Chociaż był brzydki, strasznie się zakolegowaliśmy, jak go głaskam, a on łasił się do mnie jak szalony. Gość go uratował i teraz miał go pod opieką. Usnęli wszyscy, była już 18:00, chciałam wstać i pracować, ale obiekt był pusty. Więc wstałam i zaczęłam się przebierać. Wszystko co z siebie zdjęłam było niebiesko-zieloną łączkę. Bielizna, spódnica, bluza. Na końcu regałów były jakieś zawody. Młodzi rzucali kubeczkami sake do glinianych dzbanów. Ciekawie to wyglądało, chociaż chwilami myślałam że rzucają jajami.

Druga scena snu: Byłam z jakimiś ludźmi. Chyba na imprezie, Córka starej kobiety pokazywała mi zaproszenia jakie sobie wysyłają w rodzinie. Różowe kartoniki, z kilkoma słowami. Tych kartoników było już kilkadziesiąt, musieli się często spotykać. Moja kotka wróciła, ten dom miał taki PRL- owski taras i jakoś kobieta która tam sprzątała, wyciągnęła tą kotkę z rynny z pięcioma młodymi. Ale pokraczne były te koty, Może dwa udane i to nie końca, a reszta genetycznie nieakceptowalna. Nie chciałam żeby się męczyły. Byłam skłonna zabrać tylko dwa w miarę dobre.

Trzecia scena snu: Jeździłam z Bratem quadem. Mieliśmy jechać do Kolbuszowej, ale wróciliśmy na pole dojrzałego zboża. Na skrzyżowaniu skręciłam w prawo, akurat mijałam się radiowozem. Od razu spin, bo nie miałam kasku, ale policjanci nawet nie zareagowali. Wjechaliśmy na pole. Było ciemno i z tego co kojarzę to pole było Rudych. Zapytałam czy pytała, czy może zabrać. Ale ten już jeździł w kółko po tym zbożu i zbierał ziarno. Ktoś się odezwał z przodu pola, ale w ciemnościach nie widziałam kto. Na szczęście nikt nas nie przegonił.

Czwarta scena snu: Widziałam kobiecy wzgórek łonowy. Mięsisty, ładnie zaokrąglony i bezwłosy. Widziałam go tak jakbym patrzyła na niego z prawej strony i na wysokości mojego ramienia.