Rachela – Zapis 390

Sen z 13.05.2022

 

Byłam w domu rodzinnym. Łóżko stało przy oknie. W domu była matka, chyba córka i dwa ptaki jeden maleńki jak koliber z dwiema zielonymi pręgami i jedną złotą na plecach. Drugi też miała pręgi, ale inaczej ułożone i czerwono-różowe. Ten zielony był cudowny. Pod sufitem latały jakieś czarne muszki, a ten zielony wszystkie łapał. Zawołałam Matkę żeby zobaczyła jaki pożyteczny. Co jakiś czas miałam go w rekach, więc musiał być oswojony. Nawet mówiłam że śliczny jak papużka.

Znalazłam się przy jakimś wykopie, ktoś to rozkopał i stwierdził że już nic nie ma. Przechodziliśmy przez niego z Partnerem i zobaczyłam coś jak broszkę. Podniosłam i rzeczywiście to była Kamea. Zaczęła się rozglądać i zobaczyłam jeszcze dwie. Jak wyciągała trzecia z ziemi to odkryłam obrączkę i następne precjoza. Jeszcze jedną obrączkę, naszyjniki, jakieś minerały na łańcuszkach, zielony przydymiony kryształ i jeszcze jakiś. I to było jakiejś Racheli. Cześć kosztowności była w pudełku po herbacie, a reszta rozsypana obok. Nie przywarł do niech w ogóle brud.  Lokalizacja zaczęła mi się łamać , niby to była Kolbuszowa, ale nie Piekarska, a Mickiewicza. To znowu wyglądało to jak mój dom rodzinny gdzie stała chałupa mojej babki, miejsce miedzy sienią a komorą.

Wyciągnęliśmy wszystko i stwierdzimy że jak będziemy chcieli zawieźć to do Stanów to nas potraktują jak złodziei, lepiej wrzucić jeden naszyjnik na neta i czekać aż się odezwie. Zresztą chodziło o to żeby konkretnie ktoś od Racheli się odezwał.

Znalazłam się pod szkołą. Córka miała jechać na wycieczkę, a ja z nią. Ale nie miałyśmy bagażu. Wreszcie Partner przyniósł rzeczy Córki, włożyłam je do bagażnika czarnego samochodu w którym siedziały nauczycielki. Chyba poprosiłam żeby mnie podwiozły do domu, stałam przy bagażniku i nagle auto zaczęło cofać z impetem. Zdążyłam wskoczyć na zderzak i mocno trzymałam się klapy bagażnika. Bo ta nauczycielka cofała jak opętana. Jedna coś krzyknęła “trzymaj się “. A ta co prowadziła że “nie panuje nad gazem”. Tylko refleks mnie uratował. Stwierdziłam że idę na nogach po te moje rzeczy i zeszłam ze zderzaka jak się zatrzymały.

I teraz szłam jak z Kolbuszowej, wzdłuż ogrodzenia przy cmentarzu. Chciałam skrócić sobie przez niego, ale nie było przejścia. Nagle zobaczyłam jak jakiś Kudłacz jedzie za mną na rowerze, zaczęłam biec. Przede mną wyrosło olbrzymie drzewo i zaczęłam biec po nim, ale w połowie drogi zeszłam. Bo jakaś kobieta, która schodziła ze ścieżki zaczęła się śmiać żebym czasami nie dobiegła do domu. Drzewo służyło do obserwacji niedźwiedzi. Na górze była budka jak ambona myśliwska. Ścieżka do domu szła dalej wzwyż za drzewem.

Edit 11:44 – przypomniałam sobie że we śnie włożyłam sobie rogi jelenia we włosy, tak że spływały na ramiona po bokach. Pomyślałam czy nie będę głupio wyglądać, ale włosy je dosyć dobrze zakrywały. Trzeba byłoby się wpatrzeć we mnie bo włosy mam falowana, a rogi były dobrze rozgałęzione. Nie pamiętam w którym to było momencie, ale teraz zobaczyłam obraz jak szłam gdzieś z tymi rogami.