Słodkie Usta – Zapis 410

Sen z 24.06.22

 

Przyjechałam do miejsca czy rezydencji otoczonego wysokim murem. Jakoś to turecko brzmi. Był tam młody kapłan i dzieci. To też była dalsza rodzina moja Partnera. Znowu to miejsce nakładało się  z obrazem mojego domu rodzinnego, ale to tylko momentami.

Była tam młody kapłan czy ksiądz. Nie kojarzę Gościa w ząb. Był młody, ciemne włosy, krótko ostrzyżony jak żołnierz z Amerykańskich filmów wojennych. I taki niewinny był jakoś wyjątkowo.

Coś tam było miedzy nami. Albo on chodził za mną, albo ja za nim. Niby tu jakieś dzieci, tu jakaś ciotka i ten ksiądz cały czas obok.

Znalazłam się w kościele. Siedziałam z córką i Partnerem w trzeciej ławce. Jak przyszedł czas do komunii, Oni już poszli, a ja wyszłam z ławki ostatnia. Jacyś obcy ludzie już wtedy ze mną siedzieli i mnie popychali żebym szybciej szła. Do komunii byłam chyba ostatnia. Uklęknęłam przed kapłanem i nie wiem czy przyjęłam opłatek, bo ksiądz mnie przytulił do piersi i poczułam wyraźnie jego otwarte dłonie na plecach. Położył je na płucach, wyjątkowo symetrycznie !!!.

Przypominała mi się podobna sytuacja. Na żywo. Jak byłam na dworcu w Krakowie ksiądz mnie publicznie błogosławił. Wszyscy się patrzyli i nie wiedzieli się jak zachowywać. Nie rozumieli zjawiska.

Byłam pewna, że teraz też patrzą i zastanawiają się dlaczego On mnie obejmuje. Nagle ksiądz zbliżył swoje usta do moich ust. Dotknęłam ich, chociaż cały czas kołatało mi w głowie co ludzie powiedzą. Nasze języki się spotkały. Miał słodkie usta. Wydaje mi się że słodycz była jak od owoców. Bo to nie była typowa sacharoza, czy słodycz miodu. Ale słodycz jak z owocu, delikatna, dobrze zrównoważona. Taka która można spijać cały czas i nie zamuli. Wstałam i wróciłam do ławki, bo nie chciałam by w kościele na oczach tylu osób doszło do głębokiego namiętnego pocałunku. Teraz siedziałam już w pierwszej ławce z samymi małymi dziećmi.

Wróciłam do tego ogrodzonego tureckiego kompleksu. Weszłam do łózka jakiejś kobiety razem z tym księdzem. Ona gdzieś wyszła, a ja odwróciłam się do księdza plecami i zachęcająco zaczęłam się przeciągać. Ksiądz od razu jak na komendę przytulił się do mnie. Nie zależało mi na pełnym zbliżeniu, chciałam tylko z ciekawości poczuć jego przyrodzenie. Kiedy już zmysłami mogłam określić jego rozmiar wstałam, chociaż było cudownie z nim w tym łóżku. Wstałam i zaczęłam trzepać całą pościel. Całe łózko było zasypane w okruchach chleba. Tak jakby ktoś pokruszył ich co najmniej kilka. Ten ksiądz cały czas na mnie patrzył tym niewinnym wzrokiem, normalnie jakiś był taki nieskalany. W pościeli znalazłam też używane majtki, myślałam że to moje, ale jak rozłożyłam to były o wiele za duże. Weszłam do kuchni, zamieszam jakąś zupę na blasze. Teraz byłam jak u siebie w starej kuchni. Zaczęłam pakować do pudełka jakieś stare rzeczy, pierdołki, biżuterię, cudeńka, starą pęnsetę matki (najlepsza jaką kiedykolwiek używałam), wszystko co chciałam zabrać ze sobą do mojego obecnego domu. Jeszcze jak wychodziłam to zawadziłam o starą kurtkę Matki, przypomniałam sobie że była w niej w lesie i coś tam wykopała. Znalazłam, zaszytą w rogu kurtki biżuterie, coś jak koral i turkus i coś tam jeszcze.

Znalazłam się w jakiejś tureckiej restauracji,. Przyszli goście weselni. Jeden z mężczyzn zapytał się co to za zespół gra. Nie wiedziałam, coś tam skleciłam na szybko jakąś odpowiedz. Goście rozsiedli się w ogrodach. Weselni usiedli przy jednym długim stole, a dwie dziewczyny przy najdalej wysuniętym. Miała to wszystko obsługiwać.