Technika Lustra – Zapis 515

Sen z 17.03.2023

 

Było u mnie w domu jakieś zgrupowanie. Pomogłam w jakiś sposób Matce z dzieckiem. Niewielka rzecz, ale czuła się zobowiązana. W salonie siedzieli znajomi, ale nie kojarzę tych twarzy. Na zewnątrz padał rzęsisty deszcz. Było ciemno. Wyglądałam przez taras, bo poziom stawu zrównał się już z poziomem ziemi i zalał całą działkę z winnicą. Powiedziałam to tym moim towarzyszom. W mroku zobaczyłam zwierzęta przy stawie i zgodnie ze swoimi nawykami wyciągnęłam telefon do zdjęcia. Agnieszka podeszła do mnie i leżałyśmy razem w tarasowym oknie z widokiem na staw.

Ale miałam ostrość, rewelacyjny był ten telefon, bo do stawu mam z 30 metrów. Zrobiłam zdjęcie jakiemuś gryzoniowi, nietoperzowi i parze ptaków. Perkozom, a później jakimś innym których nie znam, na takich długich cienkich nóżkach i właśnie jak perkoz trochę. Samiczka była odważniejsza, i miała skromne ubarwienie, ale samczyk lśnił na szmaragdowo. Chyba że to była ta sama para.

I znalazłam się na imprezie. Jola dla mnie zorganizowała. Zostawiłam swoje rzeczy w moim błękitnym pokoju bogactwa, który później zrobił się pokojem w mojej starej pracy u Dariusza.

Na imprezie nie mogłam robić zdjęć, bo okazało się, że zapchałam całą pamięć w telefonie. Weszłam więc w galerie i zaczęłam usuwać. Ale miałam zdjęć!!!! Wybierałam, ale mi szkoda było, to tego, to tamtego. Najbardziej tych z USA. Ale w końcu usunęłam jakieś z dżungli. Zdjęcia puzzle, które tworzyły kolaż jakiegoś pięknego widoku i zdjęcia map nawigacyjnych. Chyba to był Bliski Wschód. Trochę zrobiło mi się miejsca. Jakiś Gość, niby Wojtek, dał mi zwitek pieniędzy. To Matka z Dzieckiem zrewanżowała się w ten sposób.

Chciałam wrócić z tej imprezy do mojego pokoju po rzeczy. Na ścieżce było takie coś dziwne, wyglądało jak odpustowe całusy. Czerwone okrągłe belki ułożone naprzemiennie. Patrzyłam i tak sobie myślę że ja to widziałam w tym moim pokoju. Jola to zrobiła dla mnie. Doszłam do ronda. Nie chciało mi się iść na pasy, więc przecięłam na skróty prosto przez nie. Rozglądnęłam się tylko czy nie policji. Weszłam na Mickiewicza. Przypomniałam sobie że lata temu stał tu transformator, ale teraz na żywo nie pamiętam czy to wspomnienie z “żywo” czy z “nie żywo” Stanęłam przed moją byłą robotą. Jakąś impreza była w środku. Wiem, że tam nie wchodzę, bo miejsce jest nieczyste, ale tam przecież były moje rzeczy i tak jakby mój dom.

Okrążyłam lokal i weszłam od tylu. Jakaś dentystka tam wynajmowała. Wyglądała jak Grażyna Weksler z polsatowskiego serialu. Teraz już wiedziałam co to za całusy leżały na drodze. To było moje. To Szajka Dariusza wyniosła moje rzeczy, tylko nie wiem czy na jego polecenie. Zajrzałam do mojej komody, był tam mój portfel z żelazną rezerwą 4000 tys złoty, drugi z którego korzystam, miał 200 zł, wystawało nawet. Poprawiłam żeby nikogo nie kusiło. I moje perfumy Givenchy L’interdit Rouge. W pokoju leżała też moja torebka w kwiaty.

Okropnie tam się czułam, nie wiem dlaczego, bo akurat z obecnej szajki nikogo nie było. Dentystka była miła, wpuściła mnie przecież, chociaż dało się wyczuć że może mieć z tego jakieś kłopoty.

Wyszłam, a Ona zamknęła wszystko na cztery spusty. Mój błękitny pokój został w starej robocie.

Powiedziałam o tym Joli. Ona, żeby się nie przejmować, bo ma klucz.

Dziwnie to wyglądało, jak jakaś monumentalna budowla. Jola prowadziła mnie z kimś kogo w ogóle nie kojarzę. Doszłyśmy do wysokiego muru i Jola kazała blisko się go trzymać, bo wszędzie są kamery, ale idąc przy samej krawędzi nie powinny nas złapać. Weszłyśmy na szerokie schody z kamiennymi poręczami. I wychodząc, miałam widok na budowle, Stare to było i chyba opuszczone. Wysokie i ogromne jak zamczysko. Weszłyśmy do jakiegoś pomieszczenia na górnym poziomie. W środku wyglądało jak do rozbiórki. Jola usiadła i i patrzyła w głąb. Tam było następne pomieszczenie. Ale jak chciałam przejść do niego, to okazało się że tam jest ściana. Ale też zaraz skojarzyłam, że to coś jak obraz 3D. Trzeba się skupić żeby zobaczyć wejście i być w odpowiedniej odległości. Teraz jak była blisko niczego nie widziałam. Jola przeszła na prawo i usiadła przed lustrem po turecku. Zaczęła czymś rzucać jak wędką do lustra. Rzuciła tak ze trzy razy, bo linka cały czas się odbijała od tafli, ale za którymś razem żyłka została po drugiej stronie. Jak to zobaczyłam to też chciałam szybko usiąść obok niej i jak krzyżowałam nogi to mocno odchyliłam się do przodu i przydzwoniłam głową w lustro.

Pomyślałam-  Boże… żebym tak nie wpadła głową jak ten drucik, bo będzie po niej…

Dziwnie były te nasze odbicia. Ja była śliczna i młoda. Jola też bardzo ładnie wyglądała. Siedziałyśmy przed tym lustrem i Jola delikatnie pociągała za ten sznurek skręcony jak spiralka. Zaczęłam jej pomagać, ale byłam podekscytowana. Coś za chwile mogło się pojawić z tamtej strony u nas.