Uśmiech Śmierci – Zapis 139

Sny z 04.09.2020

Coś mnie obudziło, poczułam uderzenie w prawą stopę, podniosłam się, ale nic nie było. Zasnęłam.

Sen pierwszy zapis o 4:04

Widziałam Śmierć.

To wysoka postać w habicie, z założonym kapturem na głowie, z szaro-ziemistą twarzą. Nie ma brwi, ale najdziwniejsze ma oczy, widoczne z daleka, jak śnięta ryba, duże, źrenice świecą na złoto. Brzydki.

Mijałam dom. Zobaczyłam że dwie osoby stoją przed bramką. Kobieta i mężczyzna ubrani w ciemne stroje, garnitur i długą suknię do ziemi. Facet miał pomarańczowy sznur na szyi jak wisielec, przed nimi unosił się Śmierć. Za chwilę mijałam już inny dom, ale czas mi się zmienił. Tak jakby równocześnie nałożono mi dwie warstwy czasowe, obecną i sprzed 100 lat.

Znowu zobaczyłam Śmierć, On unosił się w powietrzu i był ustawiony do mnie przodem. Przednim stał znowu człowiek i chyba jego przewodnik. Zauważył mnie, patrzyliśmy na siebie przez chwilę. Podniosłam prawą rękę i pomachałam mu nieśmiało. Odmachał mi z tego “sądu” i lekko się uśmiechnął. Dziwnie to wyglądało, ten uśmiech, na tej nieludzkiej twarzy, ale to było bardzo miłe. Chyba coś nas łączy, na pewno mnie lubi i to bardzo. Jak dochodziłam do sklepu, widziałam chodnik i asfalt, ale też minęli mnie ludzie na koniach, na piaszczystej drodze i ktoś się wywrócił.

Później byłam w jakimś cyrku czy na targach. Spodobałam sie jakiemuś staremu Magikowi, bo rzucił we mnie  butelką perfum, cały stół miał nimi zastawiony. Nie chciałam ich, brzydko pachniały, staro i tandetnie, tak jak pachną perfumy, które już tracą swoje walory. W moją koleżankę też rzucił, ale ona dziwnie się zachowywała, jak czubek.

Widziałam też jakaś smołę, mazie, albo masę na karmelki, i z tego wychodziły zwierzęta. Koza, kot i mały czarny ptak, coś jak szpak. Ta smoła się ruszała i falowała, ale ten obraz, to miałam wrażenie że oglądam video od tyłu, tak dziwnie to wyglądało.

Zobaczyłam też chyba mapę i napis “noenix”, ale zorientowałam się że chodzi o “Phoenix”

 

Sen drugi

Byłam w firmie, już byłam po pracy, ale miałam coś jeszcze pomóc w opisach na dokumentach. Było dużo ludzi, spieszyłam się, bo za parę godzin miałam iść do drugiej pracy. Nagle zrobiła się jakaś impreza i tak wyszło że się upiłam.

W firmie był remont i malowanie chyba, bo wynieśli wszystkie sprzęty i dokumenty z biur i rozwiesili folię malarska. Znalazłam się na stole, ktoś chciał się na mnie położyć, ale nie trafił i położył się na kierowniku. Usiadłam pod ścianą, ktoś się dosiadł i zachowywał się tak, jakby chciał romansować. Telefon mi się rozsypał, próbowałam go złożyć, ale już do niczego się nie nadawał. Karta SIM byłam ok, wiec stwierdziłam, że przełożę do mojego drugiego. Ten ktoś cały czas mi zaglądał przez ramię, jak próbowałam  składać ten telefon.

Nagle partner zadzwonił, wkurzony jak cholera i pyta gdzie ja jestem, co ja sobie wyobrażam…???  powiedziałam, że najwyżej nie umyje włosów i zdążę do tej drugiej roboty.

Zaczęłam szukać kierownika, żeby podpisał mi jakiś dokument, ale zniknął. Byłam pijana, zrobił się półmrok, idę ciasnym korytarzem, bo powiedzieli, że kiero tam poszedł.

Wyszłam w Nowym Yorku w tunelu podziemnym. To znaczy, to niby był Rzeszów, ale to co widziałam, to był Nowy York, taki, jakim go zapamiętałam z pobytu, w marcu tego roku.

Pytam: gdzie kiero??, ktoś pokazał mi auto i zaczęłam je gonić.

Przebiegłam cały tunel, ale już go nie złapałam. Na końcu tunelu było miasto Rzeszów, więc zawróciłam. Teraz tunel opadał w dół, maiłam jakaś deskę z kółkami, wiec położyłam się na niej i zjechałam. Na dole wyszłam i znalazłam się na peryferiach miasta. Ten dokument w moich dłoniach, był już teraz wielkości metrowego kartonu. Zaczęłam się rozglądać gdzie jestem, w oddali zobaczyłam budynek Polpharmy, już wiedziałam gdzie jestem, wejście do firmy, było przede mną.