Wigilia i Becon – Zapis 318

Sen z 25.12.2021

 

Byłam  w pracy. Nie mogłam znaleźć kolegi który obsługiwał  złotego kangurka. Chciałam żeby mi coś jeszcze przywiózł. Nie wiadomo skąd pojawiła się Magda i chodziła za mną. Jak stanęłam w alejce to zobaczyłam, że ludzie stali i patrzyli w mym kierunku, byli starzy. Same Babcie i Dziadki. Przyszli na wigilie którą  obiekt zorganizował dla pracowników dzisiejszej zmiany i samotnych.

Niestety nie byłam, bo zabrakło miejsca dla mnie i Partnera. Miejsc było na 50 osób, w ostatniej chwili ktoś doszedł.

Magda zaczęła mówić, że podoba jej się mój makijaż oczu.

Spojrzałam w lustro. Dziwną miałam tą twarz…..bez zmarszczek i rysy też jak nie moje, dziwną perłowo-satynową skórę od kości policzkowych w górę, brak brwi i wysokie czoło. Trochę jak Baby na  średniowiecznych obrazach. Rzeczywiście, coś tam było trochę cienia. Zaczęłam go rozcierać palcem, żeby było lepiej widać. Był Boski, w kolorze szmaragdowej zieleni , cały czas błyszczał i skrzył milionem skier jak niebo rozgwieżdżoną nocą. Jak skończyłam miałam cień od kości policzkowych do połowy czoła. Ale wyglądałam pięknie, jak Gwiazda.

Poszłam do liceum córki. Po prawej na łące, obok takiej małej rzeczki ustawiały się Rasy. Nie wiem kto to był, ale wyglądali jak grupy w kostiumach filmowych. Jakby ich wyrwali z książek, albo filmów fantasy i sci-fi. Grupowali się i to było dziwne, patrzyli też na mnie jak przechodziłam drogą i to w jaki sposób patrzyli też było dziwne.

W liceum musiałam skorzystać z toalety. Nie wiem co to był za czas, ale te toalety to musiał wymyślić jakiś Czub.

Był to rząd kabin na 1,40cm, z kotarami zamiast drzwi. Od prawej był składzik, później kabina nauczycielki i uczniów. W środku niby wolna przestrzeń a tylko w ściankach wysuwane szufladki na różne potrzeby. Zapytałam jak z tego korzystać, ale nauczycielka tylko powiedziała że tam się coś przyciska…

Miałam ochotę na “dwójkę”, ale że były kotary stwierdziłam że grusze sprawy załatwię w domu, a tu tylko się wysikam. Miałam torebkę z fioletowej skóry, zostawiłam ją na takiej półeczce, bo w kabinie nie było miejsca. Weszłam zgarbiona. Z prawej wysunęła się jakaś półeczko-miseczka. Poczułam ból, podniosłam się trochę, patrzę, a tu na środku coś jak sonda. Tylko że brudna, widziałam szare zacieki na białym stożkowatym materiale. Pomyślałam, że będę mieć stan zapalny od tego brudu. Patrzyłam i myślałam do czego to służy, bo chociaż wyglądało jak do pobierania próbek biologicznych, to wymyśliłam że na to trzeba kierować strumień, żeby mocz nie wypływał poza miseczkę.

Pozwoliłam urynie swobodnie płynąć, coś wypłynęło ze mnie razem z nią. Wyglądało jak duży plaster upieczonego boczku.