Wybacz mi Mistrzu – Zapis 521

Sen z 29.03.2023

 

Znowu byłam z partnerem na Ługach. Niby na łące, ale w ziemi też musieliśmy tam coś robić. Obserwowałam ptaki, bo na żywo już mam ich mnóstwo  ogrodzie. Pojawił się tam chyba myszołów, albo jastrząb i chciałam żeby Partner mi go złapał. Chciałam narobić zdjęć, bo akurat wczoraj widziałam takiego ptaka na żywo jak jechałam do Łańcuta.

Coś z nami było, ale też nie wiem czy jelenie czy murzyni. Powiązaliśmy to w  pęta w jednej Linii. Też do zdjęć chyba. Chyba. Nie wiem, cały czas mi się wydaje że widzę czarnych ludzi, ale jakoś to mi płynnie przechodzi w jelenie. Mignęła mi moja Córka.

Partner ustawił się do zdjęć z tym jastrzębiem i zaczął mu pstrykać. Ale teraz znowu nie wiem, czy to był taki ptak. I nagle przyleciał orzeł z prawej strony. Miał ze trzy metry jak Boga kocham, a moc skrzydeł jak huragan. Zatrzymał się nad nami, skuliłam się w odruchu, ale On porwał małego.

Tylko że pojawił się jeszcze ktoś, ale nie wiem kto i spętał tego Orła, jak chciał się z nim wznieść. Niby zrobił się mniejszy, jak normalny. Teraz to już oszalałam na punkcie zdjęć. Wyciągnęłam szybko telefon. Cudownie mi go obiektyw łapał. Szpony miała ogromne, ale Partner bez obaw trzymał go na ramieniu. Przywiązaliśmy my mu tych spętanych ludzi, chyba żeby nie uciekł, albo nie wiem po co. Ja robiłam zdjęcia i nagle odwróciłam się za siebie, bo zobaczyłam bogato zdobiony namiot kaukaski albo turecki. Na stówę jakiś koczowniczy lud. Lśniące materiały w kolorze różowego złota i leciutkie rzeźbione sprzęty, takie do noszenia właśnie.

I to mnie mnie zdekoncentrowało i nagle wszystko naraz. Ten książęcy namiot, Partner z orłem i czarni niewolnicy spętani liną.

 

I nagle Orzeł poderwał się i zaczęła lecieć nisko nad ziemią. A tych spętanych ludzi zaczął wlec po ziemi. Partner krzyknął “Łap Go” więc puściłam się za nim.

Znowu był ogromny i straszliwy jak Huragan.

To było straszne, tak szybko leciał że ci ludzie odrywali się po kawałku. Tu ręka, tu noga, tu coś tam. Próbowałam cały czas nadepnąć na koniec liny, by go zatrzymać, ale te odpadające części ciał mi przeszkadzały. Musiałam uważać żeby się nie wypieprzyć w biegu. Biegłam jak szalona, lina zaczynała się oddalać, ale wtedy zaczęłam biec szybciej. Myśli mi tłukły się w głowie, jak tych ludzi pozbieram. I wreszcie udało mi się złapać koniec liny. Jak to zrobiłam to może było dwóch spętanych, a i tak z poobrywanymi członkami. Reszta walała się za mną w częściach.

Orzeł zatrzymał się i odwrócił. Podeszłam do niego i uklęknęłam przed nim. Ogromny był. Pazur szpony miała jak moja ręka. Powiedziałam.

– Wybacz mi Mistrzu.

Patrzył na mnie z góry z wyższością, ale i spokojem.