Żuraw – Zapis 264

Sen z 06.09.2021

 

Byłam chyba w polach, jak zwykle na kijach. W oddali zobaczyłam parę żurawi, zaczęłam się przyczajać i jak się zbliżyły, to złapałam jednego za dziób i wciągnęłam do jakiejś izby. Objęłam go delikatnie i mocno od tyłu i zaczęłam mówić że chce z nim zdjęcie.

Jakoś tak było chłopsko, bo izba miała tylko łóżko. Była tam tylko Dorota i jej brat, wybierali się do kościoła. Ja niby miałam buty, ale wcześniej je zdjęłam i przytulałam tego ptaka w jakieś białej zgrzebnej koszuli. Musiała być lniana, bo mi się z chłopami skojarzyła i krótka, bo zwróciłam że nic więcej nie mam, ani spódnicy, ani spodni, ani majtek. Włosy miałam związane w supełek na górze i nie miałam makijażu, też na to zwróciłam uwagę.

Boże jaki cudowny był ten ptak, obejmowałam go tak jakbym na nim siedziała, normalnie woził mnie na grzbiecie 😉 cudowny miał zapach wiatru. Był spokojny, ale wiedząc że są płochliwe poganiałam Dorotę żeby szybciej robiła zdjęcia. Wreszcie dała mi telefon.

Patrzę!!! a te zdjęcie są do niczego.

Na jednym tylko z jej bratem i żurawiem, a reszta nie wiadomo co. Wkurzyłam się, zaczęłam szukać tej aplikacji, ale chyba telefon mi się zaktualizował, bo aplikacji zrobiło się z tysiąc i każda miała formę kwadracika. Zaczęłam szukać tego cholernego aparatu, ale zginał jak amfora w tym telefonie. Ptak mi zemdlał, wiedziałam że muszę go wynieść z izby, bo zamęczę biedaka.

Wreszcie telefon wypadł mi na podłogę, czy co i  jak go podniosłam był cały rozbity. Normalnie cały wyświetlacz wyglądał jak pajęczyna, wisiał smętne, aż dziw bierze że go połamało, bo spadła może z 30 centymetrów. Stwierdziłam że już nic z tej sesji nie będzie. Zresztą pojawili się rodzice i też zaczęli przygotowywać się do kościoła.

Zabrałam telefon, ptaka i wyszłam. Na chłopskim podwórku, nawet chyba na wozie drabiniastym, czekał drugi żuraw. Miał coś dziwnego, wisiało mu takie długie coś, wyglądał jak szabla albo narząd kopulacyjny. Puściłam tego mojego żeby dołączył do pary.

Partner jak zobaczył telefon to powiedział że kupie sobie nowy, bo już umowa się na ten kończy, ale ja zastanawiałam się czy tego nie naprawie, bo go lubię.

Zadzwoniła Moja Doktor Przyczyna i zapytała czy byłam już na rozmowie o pracę, gdzieś tam kazała mi iść, miałam być instruktorem aerobiku. Pomyślałam że ze mnie taka sportsmenka jak z koziej dupy trąbka, ale stwierdziłam że pójdę bo i tak chce zmienić robotę.

Weszłam do jakiegoś lokalu, chyba od tej roboty, ale zaraz wyszłam. Przy wejściu stał stolik, chyba właściciela tej klitki, jak wychodziłam to zwróciłam uwagę na niego. Leżała na nim wielka sakiewka , wyglądała jak taka stara babcina portmonetka, zamykana na te dwie kulki. Ogromna była i w kolorze perłowej skóry. Dziwnie to wygadało przy tym gościu …